Monday, May 19, 2014

Polska pod ostrzałem eurosceptyków ?

   Spot wyborczy z udziałem wnuka hitlerowskiego zbrodniarza, to do tej pory najbardziej szokujący wideoklip europejskiej kampanii wyborczej. Rainer Hoss przestrzega w nim przed wygraną skrajnej prawicy, która jego zdaniem, może doprowadzić do powtórki z najbardziej krwawej i najokrutniejszej historii Europy. "Moja własna historia nauczyła mnie tego, że demokracja, równość i prawa człowieka nigdy nie mogą być brane za pewnik. Wiele razy chciałem zaprzeczyć swojej przeszłości, udawać kogoś innego. Ale nie wolno nam zapominać naszej przeszłości bez względu na to, jak bardzo to boli. Bo jeśli zapomnimy, historia się powtórzy. Obawiam się, że to się właśnie dzieje", mówi Rainer Hoss. Takimi mocnymi słowami potomek komendanta z Auschwitz przestrzega przed głosowaniem na euroscepytków. Ale oryginalne spoty i organizowane w całej Europie unijne happeningi przegrywają z argumentami skrajnej prawicy. 
   Według ostatnich sondaży w Wielkiej Brytanii, Francji, Austrii i Danii wybory do Parlamentu Europejskiego wygrają politycy, którzy dążą do likwidacji Unii Europejskiej. Brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) może liczyć na ponad 30% głosów, a francuski Front Narodowy na ponad 23%.  Dlatego gdy spotykam liderów obydwu ugrupowań w Strasburgu,  zrelaksowani i uśmiechnięci opowiadają mi o swoim rosnącym poparciu i wyborczych hasłach, które tak świetnie sprawdzają się w tegorocznej kampanii. "Unia Europejska jest jak związek sowiecki, narzuca swoją wolę ludziom, dlatego musimy zwrócić obywatelom ich suwerenność", jak mantrę powtarza Marie Le Pen.  I choć z takimi argumentami zgadza się również coraz więcej polskich polityków, w ubiegłej kadencji, po odejściu z PiS w jednej frakcji z eurosceptykami już zasiadali europosłowie Solidarnej Polski, a w kraju rośnie poparcie dla Ruchu Narodowego, to polscy eurosceptycy często zapominają, że ze swojej populistycznej broni, ich "koledzy" na Zachodzie Europy strzelają nie tylko do Unii, ale również bezpośrednio w Polskę. 
   Na własnej skórze odczuli to wielokrotnie polscy imigranci na wyspach brytyjskich, czy w Holandii, na których politycy UKIP, czy holenderskiej PVV od lat prowadzą nagonkę. Świadkiem wrogości do Polaków w Europarlamencie kilkakrotnie był zresztą również polski Premier. "Proszę zabrać sobie swoich Polaków do siebie" krzyczał w Strasburgu na premiera Tuska jeden z europosłów PVV, Barry Madlener. "Na jakiej Pan żyje planecie", szkalował go Nigel Farage z UKIP, wyśmiewając pro-europejskie przemówienie Donalda Tuska z okazji Polskiej Prezydencji w UE w lipcu 2011 roku. Gdy rozmawiam z Faragem, swoim charakterystycznym, podniesionym tonem Brytyjczyk mówi mi: "Lubimy niektórych Polaków, ale nie chcemy, by przyjeżdżały ich do nas miliony!". 
   Tydzień wcześniej na sali plenarnej w Brukseli, inny brytyjski polityk, Nick Griffiths z Brytyjskiej Partii Narodowej pouczał europosłów, że za kryzysem ukraińskim stoi niepotrzebne przyjęcie Polski do Nato. Zachodni eurosceptycy nie kryją swoich sympatii dla Rosji. W kwietniu, w czasie wizyty w Moskwie Marie Le Pen zgodziła się z Putinem, że najlepszym sposobem na rozwiązanie kryzysu na Ukrainie byłby podział państwa. Uważani za piątą kolumnę Putina w Europie, Polskę też, tak, jak Ukrainę najchętniej widzieliby jako rosyjską strefę wpływów. "To niepotrzebne przyjęcie państw Europy Środkowo-Wschodniej do Nato spowodowało napięcia z Rosją, których skutki obserwujemy do dziś " tłumaczy Griffiths. 
   Kontrowersyjne przemówienia, a niekiedy nawet zwykłe oszczerstwa wykrzykiwane przez eurosceptyków na sali Europarlamentu do tej pory były wprawdzie głośne i często po prostu nieprzyjemne, ale ze względu na małą liczbę deputowanych skrajnej prawicy, na krzyczeniu się kończyło. Tym razem może być inaczej. Jeśli eurosceptycy, zgodnie z sondażami zdobędą w Europarlamencie ponad 100 miejsc i stworzą wspólną grupę (do czego potrzeba tylko 25 europosłów z 7 krajów), to będą mieli realny wpływ na unijne prawo, żądając na przykład zamknięcia rynków pracy dla imigrantów, czy blokując kolejny, wspólny unijny budżet. 
   Marsz eurosceptyków po władze w Brukseli powstrzymać może tylko wysoka frekwencja w Eurowyborach. Dlatego UE staje na głowie by przekonać Europejczyków do siebie, a do głosowania w wyborach namawia wnuk hitlerowskiego zbrodniarza. Przedwyborcze sondaże dotyczące frekwencji to eurosceptykom znów wróżą jednak lepszą przyszłość. W wyborach do PE w tym roku może wziąć udział rekordowo niska liczba ludzi. Jeśli sprawdzą się sondaże i frekwencja wyniesie poniżej 40%, to dzięki swojemu, zawsze zmobilizowanemu elektoratowi, skrajna prawica zdobędzie w Brukseli olbrzymie wpływy. A wtedy pod jej ostrzałem znajdzie się nie tylko UE, ale również Polska. 





                  



Nigel Farage, UKIP


Marie Le Pen, Front National


Barry Madlener, PVV


Poland under fire of powerful extreme right in the new European Parliament? 

   Election spot with the participation of the grandson of Nazi murderer from Austria,  has so far been the most radical video-clip of this year european elections campaign. In the shocking video, Rainer Hoss warns against the victory of extreme right, which can let the most bloody history of Europe repeat itself. "I know more than any people about the desire to forget. There have been times when I wanted to deny my past, pretend I was someone else, but we must never forget our past, no matter how much it hurts, because when we forget, history will repeat itself. I fear that this is happening right now", says Hoss. With such strong words the descendant of the Auschwitz commander, appeals to Europeans to not vote for extreme right. But the election spots and pro-EU happenings which take place all over Europe now, still lose against arguments used by eurosceptics. 
   According to most recent pre-elections polls in the UK, France, Austria and Denmark, extreme right politicians will win the Euro-election this year. United Kingdom Independence Party (UKIP) may get more than 30% of votes, and French Front National over 23%. Therefore, when I meet the leaders of both parties in Strasbourg, they reply to my questions in relax manner, calmly anticipating their victory: "EU is like a Soviet Union, it imposes its will on people, that's why we need to give the sovereignty back to people", Marie Le Pen repeats to me her mantra.And although, there are more and more politicians in Poland, who agree with such arguments; Polish National Movement is also gaining power, the followers of the Western extreme right in Poland, tend to forget that the populist guns used by eurosceptics from Britain, France or Holland often targets not only the EU but also Warsaw. 
   Polish immigrants living in the UK or Netherlands have felt it a lot during the last few years, when the politicians from UKIP or PVV in Holland persecuted them with their anti-Polish actions. They also didn't hesitate to show their hostility to the Polish PM. During a debate in Strasbourg in July 2011, Dutch MEP, Barry Madlener shouted at Donald Tusk: "Take your Poles back to Poland". Nigel Farage also couldn't miss his chance: "What planet are you from?!?" he asked the Polish PM.  When I asked Farage if it wouldn't be a good idea to get the Poles living in the UK on his site and stop to persecute them, he laughs: "We like some Polish people, but we don't want millions of them!". 
   A week before, another British MEP, Nick Griffiths from BNP explains during a debate in Brussels, that it is Poland and its membership of NATO, that is responsible of aggravating relations with Russia, and hence the conflict in Ukraine. "Nato enlargement by countries from eastern Europe was a wrong decision, it made Russia angry and the consequences of this we can see now", tells me Griffiths. As extreme right from Western Europe do not hide its sympathy for Moscow. During her visit in the Russian capital in April this year, Marie Le Pen agreed with Putin that the best solution for the Ukrainian conflict would be federalization of the country. 
   Controversial statements, and sometimes simple slurs shouted out by the eurosceptics in Brussels so far have only been loud and unpleasant, but didn't have any influence on the European law, as there was only a small  group of EU enemies in the chamber. This time however, it might be different. If the eurosceptics gain over 100 places in the EP, which is expected in the pre-elections polls, and they will form one group (for which they only need 25 deputies from 7 countries), they will have a real influence on the EU legislation. As a result of that, they will be able to revise the EU law on open labour markets or block the new EU budget. 
  The eurosceptics March on Europe, could only be stopped by the high turnout. This however is quite unlikely, as according to  pools  less than 40% of people may attend this week Euro-elections. And it may mean that after victory of extreme right in Europe, it will not only be the EU but also Poland which will find itself  under eurosceptic fire. 


Friday, May 16, 2014

Wszystkie "sikające" pomniki w Brukseli...

   Manneken Pis czyli sikający chłopiec to jeden z najsłynniejszych pomników Europy. Przed figurką mierzącą zaledwie 61 centymetrów w Brukseli dzień i noc gromadzą się turyści z całego świata. Niewielu jednak wie, że kilka uliczek dalej Manneken PiS ma swoją siostrę  Yenneken PiS, a nawet  psa Zinneken PiS, którzy tak, jak on, jak gdyby nigdy nic siusiają sobie na brukselskich ulicach. 
   W wyniesieniu na piedestał siusiającej rodzinki Belgowie nie widzą nic dziwnego. W całym kraju spotkać można bowiem równie groteskowe monumenty. Jedni twierdzą, że to skutek belgijskiego poczucia humoru i zamiłowania do surrealizmu. Inni, że w liczącym niewiele ponad wiek państwie, to następstwo braków w narodowych zabytkach, które pośpiesznie  nadrabiano właśnie nie do końca przemyślanymi pomnikami, stawianymi ku czci kogolwiek, czegokolwiek i gdziekolwiek. W samej Brukseli, która z niewiele ponad milionem mieszkańców raczej nie jest wielką metropolią, rozsianych w artystycznym nieładzie już jest ponad 120 pomników i 70 fontann. Nowe pomniki wyrastają tu jak grzyby po deszczu, również dlatego, że  o postawienie swojego monumentu w stolicy Europy zabiega wiele państw. Te ostatnie przechodzą jednak wyśrubowaną selekcję, bo władze Brukseli zdecydowanie bardziej wolą swoje groteskowe pomniki, niż proponowane im wyniosłe statuy. I chyba dzięki takiemu właśnie podejściu, choć Bruksela jest uznawana za stolicę Europy, to Belgowie wciąż mogą się w niej "swojsko" czuć. 








All the peeing statues of Brussels...


   Manneken Pis, a statue of a pissing boy in Brussels is one of the most famous monuments in Europe. There are hundreds of people gathering in front of it every day. Not many of them however know, that few meters away from it, there are also stautues of pissing girl, Janneken Pis and a pissing dog, Zenneken Pis. 
   For the Belgians to make the monumets of the "pissing family" is nothing bizarre. Throught the country one can see many equally grotesque statues. According to some, it is a result of Belgian sense of humor, or love for surrealism in the country. Historians and architects underline another point. Since the country is less than a century old, it has had a serious lack of historical monuments and sites. That's why various statutes and art pieces have been quickly comissioned and put up to honour whoever, whatever and whenever. As a result of this, now in Brussels only, a city with little more than a million inhabitants, there are already 120 monuments and 70 fountains. New stautes are put with an amazing speed also, as many countries approach urban planning deprtament asking for their own statue to be build in the city, recognised as the heart of Europe. Such requestes though, as I am reassured in the city plannig office are often turned down, as the projects are simply too serious in the Belgian eyes. It's probably thanks to such an approach, native Brussels citizens, despite the city European status, can still feel here well and at home. 


Saturday, May 3, 2014

10.000 hektarów tulipanów...

   "Kaukenhof", czyli holenderska świątynia tulipanów, kiedyś był zwykłym ogrodem warzywnym. Ale choć jego nazwa, oznaczająca właśnie ogród kuchenny zachowała się do dziś, to w Lisse, 20 km od Hagii od 65 lat zamiast marchwi, czy kapusty, królują tulipany. Do tego najsłynniejszego ogrodu w Holandii każdego roku przyjeżdża ponad 800.000 turystów. Zapierający dech w piersiach widok, ktory na miejscu czeka kazdego to efekt pracy 30 ogrodników i ponad 7 mln cebulek, jakie kazdego roku sadza w Kaukenhof. "Ogród kwitnie przez 8 tygodni, ale my pracujemy nad nim cały rok" mówi mi Anne Marie Gerards, rzeczniczka Kaukenhof.
 Hodowcy tulipanów w Holandii, swoimi kwiatami obsiewają nie tylko 10.000 hektarów ziemi, ale prześcigają się również w tworzeniu ich nowych odmian. I choć zabawa w tulipanowego boga wcale nie jest trudna, bo by stworzyć nowy gatunek wystarczy pomieszać pyłki, to nikomu do tej pory nie udało się wyhodować legendarnego, czarnego tulipana. Jego historię w 1850 roku opisał Alexander Dumas. Od tej pory czarny tulipan pozostaje niedoścignionym celem i marzeniem holenderskich hodowców. Ci, ktorzy jak ogrodnik w Kaukenhof, Andre Beijk dali za wygrana, tlumacza: "To zwykły mit, czarny kolor w naturze nie istnieje, dlatego najciemniejsze płatki mogą mieć kolor głębokiej purpury, ale nigdy nie czerni"
   Jedno jest pewne, twórca czarnego tulipana, zbije na nim fortunę. Choć wcale nie będzie pierwszym, który w Holandii dorobił się na kwiatach. W XVII wieku, czyli złotej epoce tulipanów w Holandii, jedna cebulka poszukiwanej odmiany kosztowała tyle, co kamienica w Amsterdamie. Olbrzymi popyt na kwiaty sprawił, że zaczęto spekulować nimi na rynku, sprzedając tulipany, które planowano dopiero posadzić. Wywindowane ceny cebulek i niedotrzymywanie kontraktów na tulipany doprowadziły wreszcie do krachu. Tulipanowi handlarze stracili swoje majątki, a słowo "tulipomania"  do dziś używane jest jako synonim bańki spekulacyjnej. 
Pomimo złego doświadczenia Holendrzy nigdy nie zrezygnowali jednak z "zielonych" interesów i dziś, cztery wieki później wciąż dominują na światowym rynku kwiatów. Ich eksport przynosi Holandii rocznie ponad 5 mld euro zysku. Jego dużą część stanowią cebulki tulipanów. Holendrzy eksportują ich rocznie  ponad 2 mld. 
   "Kaukenhof" trudno nie opuścić zreszta bez torby cebulek, choć nie tych tulipanowych. Na posadzenie najsłynniejszych kwiatów Holandii jest już za późno. Podstawy pod własny kawałek tulipanowego raju w swoim ogródku, można złożyć dopiero na przełomie września i października, bo wówczas sadzi się tulipany. 






















10.000 hectares of tulips in Holland...

   Dutch tulips temple known as "Kaukenhof" used to be a simple vegetable garden. And although it has kept its original name, for more than 65 years now the carrots and cabbage have been replaced there with tulips. Located 20 km away from Hague, the most famous garden of Holland is now visited by some 800.000 tourists every year. And the colours and compositions of flowers mark everyone who come to Lisse. This incredible effect is a result of work of some 30 gardeners and 7 billion bulbs that they plant here every year. "Kaukenhof  flourishes during only 8 weeks per year, but we have to work on it for 12 months" explains Anne Marie Gerards, from Kaukenhof.
   Dutch tulip growers do not only plant their flowers on some 10.000 ha, but they also compete in cross-breeding and creating new cultivars of flowers. But despite the fact that being a tulip god is not too difficult, as it's enough to mix the pollens of the two cultivars to obtain a brand new, unique one, no one though has ever managed to create a black tulip yet. The legend of a black flower was created by Alexander Dumas, who in 1850 wrote a famous book "Black Tulip", which started the ever lasting competition amongst the growers. But as Kaukenhof gardener explains, that the black tulip is and will always remain a legend only. "The black colour doesn't exist in nature, therefore the petals can be dark purple but never black" says Andre Beijk. 
   One is certain, the creator of a black tulip will make a fortune on it. And he will not be the only one in Holland to become rich thanks to flowers. In XVII century, during the golden age of tulips, one precious tulip bulb could reach a price of a house in Amsterdam. Great demand for the flowers led to big speculations on bulbs at the markets. Tradesmen were betting and buying tulips which were only supposed to grow later on. Extraordinarily high prices and unfullfilled contracts finally led to crash.  Tulip dealers lost their houses  and "tulipomania" has become an international synonime of markets bubble. But despite the bad experience, the Dutch never gave up on the green incomes and nowadays, four centuries later,  the Netherlands remains the world's largest producer of tulips bulbs, providing an annual 4,2 billion bulbs, out of which half is exported abroad.  
   It is also almost impossible to leave Kaukenhof without a bag of bulbs, but not the tulips ones though. As it is simply too late to plant the tulips now. The basis for one's own piece of tulips paradise, one can only make in september or october, as this is the right seazon to plant tulips bulbs. 

Thursday, May 1, 2014

Polska woli być gorszym członkiem UE...

   Polska skorzystała na członkostwie w UE najwięcej spośród wszystkich "nowych" krajów. Dzięki kolejnym 106 mld euro, jakie Wspólnota wpompuje w naszą gospodarkę z nowego unijnego budżetu, status największego beneficjenta w Unii utrzymamy jeszcze przez co najmniej 7 lat. Ale to właśnie ten status "kraju na dorobku, który chce jak najwięcej skorzystać na członkostwie", traktując Unię w sposób roszczeniowy, sprawia, że Polska jest i jeszcze długo pozostanie w Brukseli krajem drugiej kategorii. Choć okazji do tego, by stać się pierwszoplanowym, współdecydującym o losach Europy graczem było kilka. Taka rola niesie jednak ze sobą nie tylko same korzyści, ale również straty. Dlatego polskie władze przez ostatnie 10 lat wolały uchodzić za  "pasożyta" niż sternika w Brukseli. Ten ostatni mógłby bowiem kosztować je utratę popularności w społeczeństwie, któremu trudno wytłumaczyć przecież geopolityczne rozgrywki, na których pozytywne rezultaty często trzeba czekać dłużej niż jedną kadencję. 
   Gdy w czasie kryzysu gospodarczego w Europie, unijne władze apelowały do Polski, by przyjmując euro, uratowała słabnącą pozycję wspólnej waluty na światowych rynkach, ówczesny polski minister finansów śmiał się unijnym politykom w twarz,  mówiąc, że "do walącego domu się nie wchodzi".  Polscy politycy szybko zapomnieli, że z ich własnych ruin, uratowały ich właśnie europejskie pieniądze. "Solidarnością" nie tylko na ustach, ale również w czynach; odwagą i poczuciem współodpowiedzialności za losy Europy wykazali się jednak inni "nowi": Słowacja, Estonia i Łotwa.  Do przyjęcia euro przygotowuje się również Litwa. Z "10" państw, które przystąpiły do Wspólnoty w 2004 roku, tylko Polska, Czechy i Węgry wciąż nie zadeklarowały nawet wstępnej daty przyjęcia euro. Rozczarowania z tego powodu w oświadczeniach z okazji 10-lecia w UE nie kryją dziś wszyscy czołowi unijni politycy.  
   Na europejską hipokryzję szybko zachorował zresztą również nasz Premier. Bo choć, z okazji rozpoczęcia Polskiej Prezydencji w UE w lipcu 2011 roku wygłosił w Strasburgu jedno z najbardziej pro-europejskich przemówień w historii Wspólnoty, to gdy rok później o pokierowanie Unią na stanowisku szefa Komisji Europejskiej poprosiła go sama Angela Merkel, uczucia Donalda Tuska do Europy nagle wyparowały. Polski Premier zrezygnował z fotela, o którym marzy wielu europejskich polityków. Zgodnie z logiką polskich polityków wolał bowiem zbijać na Unii  polityczny kapitał w kraju, niż "nie daj Boże" stać się współodpowiedzialnym za coraz trudniejsze losy Europy. 
 A przecież to na takiej właśnie współodpowiedzialności polega prawdziwe, pełnoprawne członkostwo w Unii Europejskiej…Ciekawe, ile jeszcze będziemy musieli na nie poczekać...


                                                                        © European Parliament


                                                                                                              © European Parliament



Poland prefers to be the second class EU member...

   Out of all the 10 states which joined the EU in 2004, it has been Poland who benefited the most from EU's membership. And thanks to further 106 bln euro, that the country will receive from the EU budget during the next 7 years, Poland will also remain the biggest EU's beneficiary for years to come... At the same time however, it is this very status of a "country orientated purely on EU money" that makes Poland to be seen as a second class member. Moreover, despite a few occasions to get rid of this derogatory title, Polish authorities have chosen not to become more involved and responsible for the EU's future. Instead, they preferred their role of "parasite", as at least, it would not risk the loss of popularity in this part of Polish society that doesn't understand the long-awaited results of geopolitical games.  
   One of such opportunity took place in the middle of the economic crisis, when many EU leaders were officially suggesting that Polish decision to join the euro zone could save the single currency image and position at the world markets.  Polish finance minister at that time, however was laughing at european politicians who had had such "crazy ideas", as he explained "one has to be stupid to enter the house which is falling apart". Polish politicians have quickly forgotten that only a few years earlier,  it was the european money that saved ruined economy of Poland. At the same time, three other "new" member states: Slovakia, Estonia and Latvia have positively replied to EU's appeals and shown solidarity (not only in the words but in actions), courage and responsibility for Europe, by joining the euro zone (Lithuania will do so next year). Out of 10 countries that joined the EU in 2004 now only 3 still haven't even declared when they could eventually adopt euro as their currency. And this deceiving situation have been pointed out in all the declarations made by all the european leaders on the occasion of the 10 years enlargement anniversary. 
   The european hypocrisy have also become a sickness of the Polish Prime Minister. Despite one of the most pro-european speeches ever, that Donald Tusk made in July 2011 at the occasion of the start of Poland's EU Presidency, only a year later he refused to be a candidate for the President of the  European Commission; the post that was proposed to him by Angela Merkel and many other influential european politicians. Polish Prime Minister, just like all  the Polish political class, simply preferred to use the EU to gain political capital for him and his party in Poland, rather than become a European leader, responsible for the future of Europe. A full membership of the EU though, only comes with such a responsibility, and not financial advantages and euro-romantic speeches only..I wonder how much longer my country will have to wait for it...